Po górnikach z Wujka mieli zginąć stoczniowcy!

Autor: Andrzej Ficek 2018-12-16 21:04:44
13 grudnia 1981 roku Jaruzelski wprowadził stan wojenny. 16 grudnia 1981 r w Kopalni Wujek zamordowano 9 górników. Komunistyczna władza chciała rzucić Śląsk na kolana. 17 grudnia o świcie mieli zginąć stoczniowcy w Szczecinie!

JW 4101 czyli dawny I Batalion Szturmowy komandosów w Dziwnowie to legenda polskiego wojska. Bez nich nie było by jednostki Grom, Formoza a nawet 1 Pułk Specjalnego Komandosów w Lublińcu. Jedni z najlepszych w całym Układzie Warszawskim. Najlepiej wyszkoleni , przeznaczeni do zadań specjalnych i działań dywersyjnych na tyłach wroga mieli pomagać sowietom w zdobywaniu Niemiec , Dani i Francji.

Batalion składał się z dwóch kompani szturmowych złożonych z najlepszych zabijaków w Polsce oraz z kompani szkolnej do której trafiali młodzi 18-19 letni chłopcy z cywila. Po przekroczeniu bram koszar elewi bo tak ich nazywano byli poddawani katorżniczej obróbce przez bezwzględnego dowódcę.

Pobór wiosenny w 1981 roku trafił do Dziwnowa w maju i po półrocznym szkoleniu we wrześniu miał się zakończyć. Młodzi chłopcy w stopniu kaprali mieli być rozesłani do różnych jednostek w kraju.Ze względu jednak na gorącą atmosferę związaną ze zrywem Solidarności elewom z kompani szkolnej przedłużono pobyt w koszarach na czas nieokreślony. Tam zastał ich stan wojenny wprowadzony przez generała Wojciecha Jaruzelskiego.

13 grudnia 1981 roku żołnierze Batalionu Szturmowego nie zostali wyprowadzeni na ulice miast aby pomagać w stłamszeniu Solidarności. Jako elita wojska zalegali na pryczach w koszarach a sute wojenne racje żywnościowe zadziwiały swą obfitością nawet oficerów. Żyć nie umierać. Tak się wydawało.

Po kolacji 16 grudnia dowódca kompani szkolnej wydał rozkaz przygotowania do akcji. Żołnierzom wydano , bagnety oraz broń maszynową i po trzy magazynki ostrej amunicji czyli 90 naboi służących do zabijania wroga. Na młodych żołnierzy padł blady strach. Wiedzieli ,że zostaną użyci przeciwko cywilom. Nie wiedzieli tylko gdzie. Gdy w wiadomościach TVP podano informację o masakrze w Kopalni Wujek, niektórzy z nich płakali. Atmosfera gęstniała z minuty na minutę. Wszyscy spali w pełnym umundurowaniu z bronią pod poduszką.

O czwartej rano ogłoszono alarm bojowy, chociaż tak naprawdę chyba nikt nie zmrużył oka. Przerażenie młodych , niedoświadczonych żołnierzy sięgało zenitu. Zadawano sobie pytanie dlaczego dowództwo kieruje ich do tej bratobójczej walki a nie doświadczone kompanie szturmowe?

Nie wiedzieli ,że zgodnie z wojskową doktryną sowiecką zawsze do najgorszych zadań wysyłano w pierwszej kolejności tzw."młode wojsko" Ci zastraszeni, przerażeni niespełna dwudziestoletni chłopcy ginęli najciszej. Starsi, doświadczeni żołdacy mogli skierować lufy karabinów przeciwko swoim dowódcom.

Około piątej rano kolumna samochodów wojskowych dojechała na lotnisko w pod szczecińskim Goleniowie. Czekały już na nich bojowe helikoptery MI -8 oraz pułkownik milicji , prawdopodobnie komendant wojewódzki. Powiedział on na odprawie, że komandosi mają zdobyć wyspę stoczni Gryfia. Strajkowało tam ok 2,5 tys ludzi i nie można było wysłać czołgów. Po ataku komandosów na stocznię miały uderzyć barki desantowe z wojskiem i ZOMO-wcami.

Mimo siarczystego mrozu, nikt z młodych żołnierzy nie czuł zimna. Pocili się ze strachu. Tym bardziej , że jeden z dowódców podobno zapowiedział ,że " jak ktoś się cofnie to dostanie kulkę w łeb". Na odprawie okazało się ,że na wyspie są magazyny Ligi Obrony Kraju z karabinkami sportowymi KBKS i rakietnicami. Dowódcy musieli sobie zdawać sprawę, że wystarczy jeden przypadkowy wystrzał na wiwat aby młodzi komandosi strzelali na oślep ze strachu w stronę strajkujących stoczniowców. Mogło zginąć o wiele więcej niewinnych ludzi niż poprzedniego dnia w Kopalni Wujek.

Być może o to chodziło generałowi Jaruzelskiemu i Kiszczakowi. 16 grudnia rzucili na kolana Śląsk a 17 grudnia miały paść zastraszone nową masakrą stocznie na całym wybrzeżu.

Tym razem jednak natura pokrzyżowała te zbrodnicze plany generała. Gdy helikoptery leciały już w kierunku śpiącego jeszcze miasta , nad stocznią pojawiła się niespodziewanie mgła, co jest wielką rzadkością o tej porze roku. Gęsta mgła opatuliła całą wyspę i helikoptery nie mogły lądować. Akcję odwołano. Następnego dnia rano atak na stocznię przypuściło ZOMO. Użyto do tego celu barek desantowych. Na jednej z nich przypłynął gotowy do ostrzału stoczniowców czołg. Strajkujący, chcąc uniknąć rozlewu krwi się poddali sami. Magazyny z bronią były nienaruszone.

O tych dramatycznych wydarzeniach, poza uczestnikami nie wiedział prawie nikt. Nawet stoczniowcy do dzisiaj nie wiedzą co im groziło a IPN też nie zbadał tych faktów.

Na temat tego wydarzenia powstał też scenariusz filmowy i czeka cały czas na realizację.

© 2018 Super-Polska.pl stat4u