W sobotę, 11 lipca obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa

Autor: Barbara Dziuk 2020-07-13 21:22:50

Przed 77 laty dokonano mordu w prawie stu miejscowościach - celem była likwidacja ludności polskiej. Warto wspomnieć o korzeniach rzezi, która była pokłosiem II wojny światowej, a wśród zarażonych nienawiścią byli, zaangażowani we współpracę z Niemcami, przywódcy ukraińscy.

 

Jeden z nich zostawił świadectwo: "Z dniem 1 marca 1943 r. przystępujemy do powstania zbrojnego. Jest to działanie wojskowe i jako takie skierowane jest przeciwko okupantowi. Obecny jednak okupant jest przejściowym, nie należy więc tracić sił w walce z nim. Właściwy okupant to ten, który nadchodzi [ZSRR]. Jeśli chodzi o sprawę polską, to nie jest to zagadnienie wojskowe, tylko mniejszościowe. Rozwiążemy je tak, jak Hitler sprawę żydowską (…)"

Co obmyślono, to przeprowadzono. Jedną z wielu ofiar był O. Ludwik Wrodarczyk pochodzący z Radzionkowa na Górnym Śląsku. Urodził się w 1907 w rodzinie górniczej. W 1926 rozpoczął nowicjat w Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej (OMI), a pierwsze śluby zakonne złożył w Markowicach na Kujawach w 1927. W 1933 otrzymał święcenia kapłańskie – jego droga prowadziła do sanktuarium maryjnego w Kodniu nad Bugiem. Tuż przed wybuchem wojny duszpasterz ze Zgromadzenia Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI), podjął posługę na Wołyniu, pracując i prowadząc duszpasterstwo w parafii w Okopach. W zasadzie prowadził tam działalność edukacyjną wśród miejscowej ludności, a dotyczyła ona wszelkich dziedzin życia, bo trafił do bardzo biednych i życiowo bezradnych ludzi.

Z dzisiejszego punktu widzenia była to działalność misyjna, która obejmowała wszystkie rodzaje pomocy wiernym - łącznie z leczeniem. Wykorzystując właściwości lecznicze ziół O. Ludwik przynosił ulgę w cierpieniu Polakom, Ukraińcom i Żydom. Za pomoc tym ostatnim Instytut Yad Vashem w Jerozolimie przyznał mu medal: „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

Tragicznej nocy z 6 na 7 grudnia 1943 wystraszeni Polacy ukryli się w lesie i proponowali to też swojemu duchownemu, gorąco namawiali go do ukrycia się – odmówił. Postanowił zostać w kościele. Pytano dlaczego. Zapewne dlatego, że w męczeństwie widział naśladowanie Chrystusa, wierzył w zbawczą moc cierpienia i postanowił się upodobnić do Jezusa w Jego męce i śmierci. Oprawcy oczywiście go dopadli, wywieźli i torturowali. Świadkowie wspominają, że kat żyjącemu jeszcze wyrwał serce z piersi. Dziś jego ofiara przynosi owoce.

Na rzecz beatyfikacji o. Ludwika współdziałają duchowni ukraińscy i polscy - jest kandydatem na ołtarze. Można powiedzieć, że jest to zalążek pojednania, którego obie strony, te światlejsze, bardzo sobie życzą. Owoców męczeńskiej śmierci przybywa. O. Paweł Wyszkowski OMI – Superior Delegatury Misjonarzy Oblatów MN na Ukrainie i w Rosji -poinformował, że patronem na czas pandemii przywołano Sługę Bożego o. Ludwika Wrodarczyka OMI, bo to on jesienią 1942 roku – w czasie epidemii czerwonki i tyfusu – uratował życie wielu ludziom niosąc pomoc chorym i cierpiącym. Powołanie na patrona O. Ludwika jest wymownym gestem ze strony duchownych ukraińskich. Kolejnym na drodze pojednania – o. Ludwik Wrodarczyk będzie prawdopodobnie błogosławionym, a w przyszłości świętym dwóch narodów. Zapewne radzionkowski duszpasterz z Okopów na Wołyniu zgodziłby się powtórzyć za jednym z bohaterów opowiadania Gustawa Herlinga-Grudzińskiego: "Moje życie było całe prawie męką. Jej zawdzięczam wszystko. Powinniśmy widzieć w niej błogosławieństwo. Bez niej będziemy niczym. Niech dzwony biją, aby nas ostrzec przed letnim, nijakim chrześcijaństwem; i aby nas nauczyć witania męczeństwa z uśmiechem."

© 2018 Super-Polska.pl stat4u