Krzysztof Wyszkowski - Wyciszenie nadal potrzebne. Zarembie w odpowiedzi

Autor: Krzysztof Wyszkowski 2016-03-23 19:21:48
W poniedziałek 22 marca zobaczyłem na Twitter taki wpis: „@hb3oz7 A tak ogólnie-po co ta kampania Zaremby przeciwko @Cenckiewicz ? Popuszcza jak Jadźka Socjolożka? Jak Warzecha? Czemu?”

Wpis wydał mi się bardzo nieelegancki, więc by sprawdzić jego podstawę poszedłem do kiosku po w”wSieci”. Pierwsze wrażenie było świetne – okładka i wstępniak Jacka Karnowskiego godne Wielkiego Tygodnia. Cytuję: „Święta Wielkiej Nocy przyniosą nam wszystkim kilka dni tak potrzebnego wyciszenia. /…/ Tegoroczna Wielkanoc zamyka gorący okres politycznego konfliktu.” W pełni się z tą oceną zgadzam. W tym duchu rozmawiając kilka dni wcześniej z Michałem Karnowskim z radością przyjąłem jego propozycję, żeby mój najmłodszy syn (student), podjął staż w redakcji tygodnika. Jak się uczyć – to od najlepszych. A czyż są lepsi od redaktorów i autorów współpracujący z Karnowskimi? Równie dobrzy – może, ale lepszych nie znajduję. I nie zmienia tej opinii kleks, jako przytrafił się właśnie jednemu z najlepszych – Piotrowi Zarembie, który na stronach 32-34 tego „ekumenicznego” numeru zamieścił całkiem – by tak rzec – „terrorystyczny” tekst pod tytułem: „PiS bliskie wyboru prezesa IPN”. Artykuł wydał mi się „terrorystyczny”, bo tak samo, jak @hb3oz7, nie rozumiem po co zostało to napisane. Zaremba w publicystycznym „pasie szachida”? Bezsensowne!

A jednak – skoro uważam, że Autor jest jednym z najlepszych, to muszę wytłumaczyć dlaczego uważam, że zdarzył mu się kleks.

Najpierw: skąd bierze się kleks publicystyczny? Tak jak kleksy z czasów mojego dzieciństwa, ze zbyt szybkiego przeniesienia pióra na papier. Zamiast stalówkę zatrzymać, choćby na krótką chwilę, na kałamarzu, pospieszny uczeń kładzie ją na zeszycie i… kleks! Co robi dobry uczeń, gdy zdarzy mu się kleks na trzy strony? To proste – wydziera je z zeszytu i pisze tekst od nowa, „na czysto”. W tym przypadku, widać, i autor, i Redakcja pospieszyli się jak zbyt pilny uczeń i numer tygodnika został wydrukowany z sporym kleksem.

Czy warto po tej diagnozie analizować skład „czernidła”? Losy IPN są ważne dla samoświadomości narodowej i państwowej polityki historycznej kst jest już dość szeroko komentowany, więc niestety trzeba.

A więc:
„Kamiński bywał krytykowany za zbytnią ULEGŁOŚĆ wobec poprzedniej koalicji, ale nie był JEJ CZŁOWIEKIEM” (to i następne podkreślenia – K.W.). Uległy, ale „obcy”? Zaremba przeprowadził badania politycznego genotypu oportunisty? Tak, czy owak Kamiński nie jest dla Zaremby odpowiednim kandydatem na prezesa

„PiS znosi także procedurę konkursu”. Przecież ta procedura była fikcją i „konkurs” był tak skonstruowany – przez skład Rady – że wygrywał kandydat uprzednio umówiony przez Platformę. „Jeśli obecna większość się pospieszy /…/ trudno nie doznać wrażenia małostkowości przy okazji „brania” kolejnej instytucji.” I tak dobrze, że wielkoduszność Zaremby obejmuje wyborczą wygraną PiS. Szkoda jednak, że małodusznie odbiera większości parlamentarnej prawo kształtowania najważniejszych (a nie „kolejnych”, jakby chodziło o zarząd Pchlego Targu) instytucji państwowych. Knajackie „branie” mogło odnosić się zaborczości tuskoidów, ale w odniesieniu do zgodnego z prawem przejmowania państwa przez PiS, to język z postkomunistycznego wokabularza Petru. „Znalazły się w niej (ustawie) skądinąd i przepisy sensowne”. Tu lot Zaremby osiąga taką wysokość, że zostawię bez komentarza. „trudno oprzeć się wrażeniu, że głównym celem jest objęcie polityczną kontrolą kolejnej instytucji.”

Tak pospieszny, że aż ślepy i głuchy? Przecież PiS wszem i wobec ogłosił, że celem ustawy jest radykalna zmiana w działaniach IPN! Nazywanie tego „polityczną kontrolą” jest jednak objawem złej woli, bo nie o jakieś personalne czy finansowe „konfitury” tu chodzi, a o sprawy najważniejsze właśnie dla pamięci narodowej, całościowej polskiej polityki historycznej i nawet umożliwienie badań związków byłych struktur zniewolenia (SB/WSW) ze współczesnością.

„Szwagrzyk kontra Cenckiewicz”. Ktoś, kto mniemał, że Zaremba jest admiratorem wielce zasłużonego dla badań zbrodni stalinowskich Krzysztofa Szwagrzyka, został zaskoczony opinią: „uchodzi wprawdzie za rycerza jednego tematu, na dokładkę /…/ dość konfliktowego.” Skoro nie nadaje się i Szwagrzyk i Cenckiewicz, to jakie właściwe wyjście wskazuje Zaremba? Trwanie „zbytnio uległego” do czasu, aż pojawi się ktoś nowy? Ponadto w sprawie Szwagrzyka padły słowa brzmiące jak, z pewnością niezamierzona, obelżywa sugestia (kleks w kleksie?): „osobiście jeżdżący na ekshumacyjne wyprawy pasjonat”. Tu też zamiast komentarza prośba o przeprosiny.

„Cenckiewicz z kolei jest rycerzem wszelkich tematów.” Po tak głębokim ukłonie ze strony publicysty, który jak mało kto może być uznawany za „rycerza wszelkich tematów”, naiwny czytelnik mógłby odnieść wrażenie, że za chwilę będzie już tylko apologia. A tu: „W archiwum, jak mówi się w Warszawie, nawet nie próbuje się instalować.”! Warszawa ludzi wtajemniczonych w prace Centralnego Archiwum Wojskowego to, jak się okazuje, całkiem spore miasteczko z końcówkami informacyjnemu w najbardziej, zdawałoby się, niespodziewanych miejscach, bo nawet we „wSieci”.

To wszystko drobiazgi, bo prawie dwie strony tekstu okazują się być tylko przygotowaniem do zdetonowania śmiercionośnej (w każdym razie wysadzającej Cenckiewicza z fotela, na którym nie zdążył zasiąść) bomby: „już wybrany Cenckiewicz natychmiast urwie się Kaczyńskiemu.” Tu już Zaremba ujawnia nie tylko polityczny, jak w przypadku wrocławianina, a pato-psychologiczny genotyp gdynianina. Piekło, jakie czeka Kaczyńskiego porównać można tylko z tym, które spadło na niego w przypadku Lecha Wałęsy, ale przecież w 1982 r., jak Cenckiewicz sam przyznał, był sąsiadem „kaprala Wałesy” i skandował „So-li-dar-ność” pod jego mieszkaniem, gdy przywieziono „Bolka” z Arłamowa.

Skąd Zaremba to wie? „Taką ma naturę – mówi członek obecnego kierownictwa IPN.” Gdyby szukać w tym dowodzie sensu, to trzeba by zauważyć, że kierownictwo IPN mieści się w Warszawie, a Cenckiewicz pracował w Trójmieście, więc jak ten członek mógł posiąść tak głęboką znajomość patologicznej osobowości. Tym bardziej, że z IPN Cenkiewicz odszedł już 8 lat temu i od tego czasu, jak Zaremba sam przypomina, pozostaje w ostrych sporach z „kierownictwem”. I wreszcie pada oskarżenie, którego można było spodziewać się już z internetowej zapowiedzi artykułu: „Proniemiecki zwolennik Zychowicza /…/ przeprowadzi brutalną czystkę i to nie tylko według kryteriów politycznych”. Oczywiście Zaremba nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne skojarzenia w umyśle czytelnika na temat rasistowskich uprzedzeń „oskarżonego”. Dalej Zaremba stawia już kleksa za kleksem i naśladując styl „Żołnierza Wolności” robi to tak doskonale: „Może chodzi więc o zastąpienie „niemądrego romantyzmu” AK-owców fajnym romantyzmem tych, którzy szli z Hitlerem na Moskwę?”, że zwalnia mnie od dalszych uwag. W wielkanocnym numerze „wSieci” znakomity publicysta pozwolił sobie na pisanie pianą z miotających bezrozumne oskarżenia ust: „Czy prezes instytucji dbającej o naszą historyczną świadomość powinien być proniemieckim zwolennikiem tezy o chronicznej głupocie polskich decyzji politycznych i wojskowych w XIX wieku i XX wieku? /…/ To nie jest już pytanie do samego tylko kandydata, ale do partii, która będzie decydowała o kształcie IPN.”

Cenckiewicza Zaremba przejrzał na wylot: „tajemnica /…/ jest prosta. Cenckiewicz wykłada w szkole o. Tadeusza Rydzyka”. To już grubo – skoro wcześniej oskarżył Cenckiewicza, że ten jest „lefebrystą” (udział we mszy trydenckiej, którą bez trudu można znaleźć w każdym większym mieście i nie tylko u „lefebrystów”), to może wkrótce przeprowadzi lustrację religijną na o. Rydzyku i ujawni, że jest np. islamistą? Ciekawe, że Zaremba uznał to oskarżenie (?), za warte użycia, mimo, że jest sprzeczne z oskarżeniem wcześniejszym o ekstremalny brak elastyczności. Trzeba tu powiedzieć, że cechą charakterystyczną dla ekstremalnych personalnych ataków Zaremby na wybraną ofiarę jest przemilczanie jego dorobku naukowego. Cenckiewicz nie tylko nie jest „zwykłym” doktorem habilitowanym, ale robotnikiem wyjątkowo pracowitym, żeby wspomnieć tu tylko takie „cegły”, jak „Anna Solidarność”, „Długie ramię Moskwy” czy udział w biografii Lecha Kaczyńskiego. Te przemilczenia mają znaczące powody. Fakt, że Cenckiewicz zajął się, i to bardzo starannie, postacią „wygumkowanej” z życia publicznego Anny Walentynowicz, wiele mówi o jego bezinteresownej ideowości. Inwigilacja, blisko 7-letnie nękanie, przesłuchania w prokuraturach i świadkowanie w sądach w związku z udziałem w likwidacji WSI, nie złamało go i wydał „Długie ramię Moskwy”. Współautorstwo (jako koordynator całości dzieła) biografii nieżyjącego prezydenta też należało przemilczeć, bo rzecz została podjęta w czasie, gdy prezesowi Kaczyńskiego mało kto wróżył zwycięstwo wyborcze. Skoro więc Cenckiewicz „stał przy Jarosławie” w trudnych czasach, to dlaczego miałby chcieć „urwać się” (po co ten wulgaryzm z domyślną smyczą? O Szwagrzyku powiedziałby Zaremba, że to wierny pies?), gdyby podjął z nim współpracę na poziomie państwowym?

Zamiast „tajemnicy” Cenckiewicza dostaliśmy zbiór absurdalnych i dość brutalnych pomówień, aż nieprzystojnych u autora uchodzącego za delikatnego i wyważonego tak zwykle szanującego się jak filar tygodnika „wSieci”. Zapytajmy więc: czy my wiemy, co jest tajemnicą Zaremby? Nie, bo przecież nie można uwierzyć, że redakcja „wSieci” usiłuje w tak hucpiarski, ale jednocześnie tak rozpaczliwie naiwny, sposób manipulować parlamentarnym przedstawicielstwem partii rządzącej i jej doświadczonym w takich rozgrywkach prezesem! W wielkanocnym tygodniu uznajmy litościwie, że to tylko zwykły kleks! Wymagający jednak wielkopiątkowej skruchy…

© 2018 Super-Polska.pl stat4u